2008-09-15
I po Winobraniu. Czy różniło się czymś od tych z poprzednich lat? Czy Ci się podobało?
Mam wrażenie, że nie ma żadnego spójnego pomysłu na promocję Zielonej Góry i na Winobranie w szczególności. Intuicyjnie czujemy, że to jest to, na czym promocję należy oprzeć, ale jakoś nie wychodzi. Chciałbym się podzielić z Tobą swoimi przemyśleniami. Uprzedzam, że momentami może być ostro.
Kluczowym pytaniem jest dla mnie: co chcemy promować?
Czy Winobranie ma przekonać przyjezdnych jak to w Zielonej Górze wspaniale się bawimy? Jacy jesteśmy wyluzowani i jak to zdrowo można przy tej okazji popić?
Przerażają mnie kramy bez duszy, bez czegoś, co ten cały jarmark wiązałoby w całość ze świętem Winobrania. Nie ma w tym tradycji, kultury, związku z Zieloną Górą. Wokół żelki, orzeszki, płyty CD, fotele do masażu, badanie oczu hiper tajną metodą czytania z tęczówki, indianie...
Przepraszam, ale to wszystko nie trzyma się kupy!
Ktoś napisał, że spacerując deptakiem nie wiedział czy to Winobranie czy dni Peru.
Co to ma wspólnego z Winobraniem? No tak, ma. Bo Winobranie przez większość myślących mieszkańców miasta kojarzone jest z kiczem, szmirą, chlaniem i bylejakością. Czytam opinie ludzi na forach i widzę, że tak naprawdę około 95% głosów zielonogórzan, to głosy - mówiąc delikatnie - nieprzychylne takiej formie Winobrania.
Mieszkańcy innych miast zarzucają nam brak smaku, kicz, tandetę, ale tak naprawdę mieszkańcy miasta są w większości tak samo zniesmaczeni. Kto więc nam funduje tą karykaturę święta Zielonej Góry? No właśnie.
Tym, co - według mnie - rozbija całe Winobranie jest Bachus. Tu na pewno narażę się tym, którzy cenią sobie frywolną zabawę i tym, którzy do Bachusa się przyzwyczaili. Uważam, że dopóki Bachusa nie zastąpi Winiarka, to całe Winobranie będzie takie jak on: rozpasane, zapite, byle jakie i nie wnoszące niczego cennego w życie Zielonej Góry i jej mieszkańców.
Winobranie musi się stać ukoronowaniem pracy winiarzy, musi być radością płynącą z pracy i z owoców tej pracy, radością z dobrego wina. Jednak mam wrażenie, że nasi lubuscy winiarze są wciąż niedoceniani. Gdyby Miasto i Urząd Marszałkowski docenili pracę winiarzy, pomogli im zarówno od strony finansowej jak i szkoleniowej, gdyby zachęcano rolników by na serio zajęli się winiarstwem, mielibyśmy szansę naprawdę stać się symbolem winiarstwa.
Mamy Muzeum Wina, podobno jedyne w kraju, mamy tradycje winiarskie, mamy Domek Winiarza na Winnym Wzgórzu i w skansenie w Ochli, mamy Winne Wzgórze, mamy pomniki winiarek przy amfiteatrze i na ulicy Sobieskiego, mamy w końcu Winobranie, święto winnych gron i wina, tylko gdzie te winnice, winiarze i to wino!
Zamiast tego serwuje nam się pijaka Bachusa z bachantkami (ciekawe, jakie funkcje mają one spełniać) i jakiegoś kolesia z rogami.
Byłem niedawno na pewnej konferencji w Urzędzie Marszałkowskim, mnóstwo ważnych gości z całego kraju. Pani Wiceprezydent zaprosiła również Bachusa, który miał zachęcić zebranych do skorzystania z dobrodziejstw Winobrania, więc w swoim stylu zachęcał: zapraszam na winobranie, jest tam dużo wina, kobiety i dobra zabawa...
Przepraszam po raz kolejny: czy to jest burdel czy Zielona Góra? Kobiety i dobra zabawa? Takie słowa mógłby kierować do swoich kolegów z ekipy rządzącej, ale nie do takich gości, którzy nawiasem mówiąc naprawdę zaprezentowali na konferencji wysoką klasę. Zachowanie i słowa Bachusa były bardzo niesmaczne i przede wszystkim niekulturalne. Czy kobiety są dla Bachusa takim samym dobrem konsumpcyjnym jak wino? Najwyraźniej tak, sądząc, że wszędzie pokazuje się w towarzystwie aż trzech kobiet (i faceta z rogami).
Smutna prawda: Zielona Góra w rękach Bachusa.
Winiarka niosąca dzban gotowego, wybornego wina, byłaby symbolem tego, że jest czas pracy i czas zabawy. Że za wytrwałość jest nagroda. Winobranie jako ukoronowanie roku pracy na winnicach ma sens! Nawet upijanie się winem z naszych winnic ma sens! Bo jest uzasadnione. Ale upijanie się piwem, przedmiotowe traktowanie kobiet i zachęcanie do rozwiązłości przy wtórze muzyki rodem z Boliwii, wśród zapachów orzeszków, żelków i grilla to moi drodzy folklor, jakiego doświadczałem na swojej rodzinnej wsi na dzień strażaka (z całym szacunkiem dla strażaków). Nie ma to nic wspólnego ani z tradycją, ani z kulturą. Ale mam wrażenie, ma dużo wspólnego ze stylem pracy niektórych ekip rządzących: nie ważne co robimy cały rok, ważne aby na koniec nieźle się napić i zabawić a przy tym jeszcze na tym zarobić.
Zainwestujmy w winiarzy i w winnice, niech znają w Polsce Zieloną Górę, jako miejsce otoczone winnicami. Promujmy nasze rodzime wino, promujmy najlepsze marki. A na koniec promujmy sedno pracy winiarzy: Winobranie, gdzie nasi winiarze sprzedawać będą pyszne winko. Na deptaku można by sprzedawać winogrona w normalnej cenie, a nie cztery razy wyższej niż w najbliższym markecie, niech przyjezdni najedzą się winogron aż im bokiem wyjdzie! Chyba lepiej, żeby pamiętali, że aż ich brzuchy bolały, bo tak się najedli, niż to, że ich brzuchy bolały bo biegli po winogrona do marketu. Niech kluczowe miejsca zajmują kramy z winem, potem kramy naszych lubuskich twórców: malarzy, rzeźbiarzy, wszelkiej maści lokalna cepelia, najlepiej wszystko związane z Zieloną Górą, winem i winiarstwem, to się powinno sprzedać. Oczywiście, że grill też, że żelki i orzeszki jak kto lubi też, ale z boku! Wszystko jest dla ludzi, ale to nie ma być istotą tego święta. A może telebim, na którym wyświetlane byłyby filmy o historii Zielonej Góry, o historii winiarstwa z reklamą naszego muzeum całkiem przy okazji, może opowieści o ciekawych miejscach w naszym mieście.
Zróbmy z Winobrania wydarzenie kulturalne i święto lokalnej społeczności a nie pijacki festyn z pijakiem Bachusem w roli głównej. Może nie musi być dużo, głośno i długo. Może wystarczy jak będzie dobrze i ze smakiem.
Winobranie na starej pocztówce.
Komentarze:
15.10.2024 13:51 | Johny Advertisement
31.01.2010 10:26 | Basza Albion
Zgadzam sie calkowicie. Misto powinno postawic na kulture, pod kazdym wzgledem rozumienia tego slowa. Zarowno ta niszowa, jak i najwyzszych lotow. Formy uliczne: teatry, koncerty. Spotkania autorskie z pisarzami, poetami, aktorami czy muzykami. Sam handel zepchnac na ubocze np na teren gieldy samochodowej. Bardzo zywa formy kultury i organizacji sa Targii Dominikanskie. Moze warto ta forme zastosowac? Dlaczego miasto nie inwestuje, w mlodych ich talenty. Moze nalezy stworzyc loze honorowa, i dla osobza wysoki wklad w kulture ich odpowiednio wyrozniac, nagradzac. Czy tylko duze miasta jak Krakow, poznan czy Gdansk maja swoje swieta lokalne. Juz w reklamie wiadomo latwiej promuje sie stary produkt, niz nowy od podstaw. Wlodaze tego miasta po czesci wywodzacy sie z SLD i PO, zapominaja o tym.
10.11.2009 12:21 | eliza
ha ha
13.09.2009 16:57 | Katarzyna.
nie zgadzam się.. impreza ta jest ciekawym wydarzeniem, mającym na celu rozbawienie mieszkańców, którzy w końcu mogą wyjść z domu, zapomnieć o codzienności, spotkać się z przyjaciółmi. Stragany wcale nie świecą pustkami. Może mogłoby być ich więcej, ale właśnie - kto na to wszytko ma pieniądze!? a Bachus to dobry pomysł - odzwierciedlenie mitologicznego boga wina. A w końcu o wino i winogrona w tej imprezie chodzi. Nie rozumiem Was / ludzi....
16.09.2008 01:10 | s.
A teraz skąd są pieniądze? Może miasto powinno zrobić jakieś referendum na temat winobrania?
15.09.2008 12:47 | falu
Tylko mam pytanie skąd będą pieniądze na realizowanie tego święta w takiej formule? z budżetu miasta ? kto o nim usłyszy ? I ile procent mieszkańców miasta będzie zadowolonych z takiego obrotu sprawy ? - 7% ?
Proponuję zejść na ziemię. A jeżeli nie to w przyszłym roku zorganizujcie nam takie Winobranie.
15.09.2008 10:32 | B.
Czytam ten artykuł i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że są to moje własne refleksje. Jakby ktoś popełnił plagiat... lub wczytał się nocą w moje myśli, refleksje. Po pierwsze: mam identyczną opinię w kwestii uparcie niefrasobliwego lansowania mitu Bachusa (boga wina, orgii i ekstazy) w wydarzeniach Zielonej Góry (a to nocny bieg Bachusa, a to bachanalia fantastyczne, czy bachanalia studenckie). To fakt, iż starożytni widzieli w Bachusie przede wszystkim boga wina. Lecz nie ma tenże nic wspólnego z zielonogórską tradycją winiarską. Nie stawiajmy w Zielonej Górze pomników rozpasanemu bożkowi (a zwłaszcza, jak proponuje prezydent Kubicki i jego frakcja - wyrzeźbionego w drewnie!). Zdecydowanie bliższa naszej tradycji jest postać winiarki - pięknej dziewczyny z koszem winogron. Pięknej urodą uosabiającą dzisiejszą urodę zielonogórzanek, bez wątpienia najładniejszych Polek. Był rok 1911, kiedy do Zielonej Góry przyjechał Arnold Kramer, profesor brunszwickiej Akademii Sztuk Pięknych i wybitny rzeźbiarz. Przyjechał, i od pierwszego wejrzenia zakochał się w mieście. Urzeczony pięknem winnych wzgórz, urokiem małych winiarni i przytulnych kawiarenek, postanowił sprezentować miastu pomnik-symbol, przedstawiający najbardziej tradycyjne zajęcie zielonogórzan - uprawę winnej latorośli. Dopiero po dziesięciu latach winiarka znalazła swą przystań skwerze przy dzis. al. Niepodległości i Chrobrego, gdzie siedziała i uwodziła swą urodą do 1942 roku. Potem została prawdopodobnie przetopiona na cele wojenne, albo w 1945 wywieziona na wschód (w latach 60. puste miejsce po winiarce zajął na skwerze rosyjski kukuruźnik).
Tak więc, w pełni popieram wielokrotnie pojawiającą się sugestię, by przywrócić należne miejsce zielonogórskiej winiarce. Pamiętam, że była to m.in. idea dra Wojciecha Eckerta.
Zgadzam się również z opinią, że Dni Zielonej Góry w tym kształcie są byle jakie, zaspokajające niewybredne, plebejskie gusta. Gdzie te czasy, gdyśmy mogli cieszyć się prawdziwym winobraniem - zbieraniem plonów kultury zielonogórskiej? Wymienię choćby winobraniowe spotkania teatralne, Salony Jesienne (przeglądy dokonań artystów plastyków - kiedyś znane jako "Złote Grono"), festiwale folklorystyczne - obecnie zepchnięte na margines -, winobraniowe tańce w Palmiarni, czy wieczory w jesienniejącym amfiteatrze. Ech, wspomnienia, marzenia...
Gratuluję znakomitego pomysłu na bloga zielonogórskiego. Chyba jedyny tak ciekawie prowadzony, choć z rzadka wstawiane są notki. Warto kontynuować.
Pozdrawiam.